Już dawno nie używałam żadnej maseczki do włosów, bo przez codzinne ich mycie bardziej skupiałam się na odżywkach. Niedawno będąc w Hebe rzuciłam okiem na półkę z produktami Kallos i niewiele myśląc wrzuciłam do koszyka małą wersję Crema al Latte .
Po nałożeniu maski na włosy zdziwiłam się bardzo, bo jej działanie było zupełnie inne niż to, które znałam wcześniej. Miałam wrażenie, że po małej wersji włosy są bardziej błyszczące, lejące ale też odrobinę bardziej obciążone. Z rozczesaniem również nie miałam żadnych problemów, co po dużej wersji maseczki mlecznej czasem miało miejsce.
Nazwa ta sama, zapach ten sam, konsystencja ta sama, a skład jednak inny.
Tu duża wersja Crema al Latte:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Methosulfate, Parfum, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Hydroxypropyltrimonium Hydrolized Casein, Citric Acid, Hydrolized Milk Protein, Methylchloroisothiazolinone, Sodium Cocoyl Glutamate, Methylisothiazolinone.
A tak wygląda zawartość małej Crema al Latte:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Parfum, Citric Acid, Propylene Glycol, Hydrolyzed Milk Protein, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone,
Methylisothiazolinone.
Methylisothiazolinone.
Zaskoczenie?
Dla moich włosów zdecydowanie lepsza okazała się mała wersja maski Crema al Latte i dziś już mogę powiedzieć, że do dużej wersji na pewno nie wrócę. Szkoda tylko, że mała nie ma swojego litrowego odpowiednika.
A Wy wiedziałyście, że mleczna maseczka Kallo występuje w dwóch wariantach?